Usiłował przeciwnie grać rolę zupełnie zrezygnowanego.
Aż do tej chwili obie działające osoby, które po raz pierwszy spotykały się w życiu, z pewnemi uprzedzeniami patrzyły na siebie, z niejaką obawą.
Był to moment stanowczy, który słusznie by psychologicznym nazwać można, — moment dziwnego zwrotu.
Winnicka zbolała, zastygła, z goryczą przeszłości swej na ustach, bez najmniejszej nadziei na jutro — zniechęcona, ale razem zobojętniała cierpieniem które ją zahartowało, patrzyła na tego powinowatego — odrzuconego, zapartego przez wszystkich i — mimowolnie coś jakby politowanie obudziło się w jej sercu. Było li to w istocie politowanie nad nim, czy nadzieja znalezienia na świecie jakiegoś nowego punktu oparcia? Dosyć, że pani Winnicka wychodziła powoli z obojętności z jaką w początku przyjęła Żabca... Zaczynała być ciekawą...
A pan Aureli? Zepsuty życiem, ale zarazem okrutnie nim zmęczony, co dowodziła nagle pochwycona jak deska zbawienia wiara w jakąś fatalność, p. Aureli, który dotąd wcale uczuciu żadnemu powodować sobą nie dawał, bronił mu się i na zimną rachubę rozumu liczyć był nawykł — cóś się z nim stało, czego on sam nie rozumiał.
Poruszyło się w nim — nie serce... może nerwy — rozpoczął opowiadanie i spowiedź przed
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.