Zamilkł, jak dzieciak zawstydzony spuściwszy oczy, a pani Winnicka dodała natychmiast:
— Nigdy się poczciwego uczucia wstydzić nie należy. Wchodzę w pańskie położenie, lecz gdy się je zna i rozumie... trzeba się starać wyjść z niego.
— Za późno — odparł Żabiec — poczynać nowe życie, mając po za sobą ruiny młodości zmarnowanej... a! i niepodobna niestety...
— Więc jakież wyjście? — odezwała się łagodnie i głosem, w którem się przebijało współczucie.
— Nie widzę żadnego — odparł zimno p. Aureli...
Nastąpiło milczenie.
Ciotka, jako krewna nie czuła się bynajmniej nią — ale kobieta osierocona, zbolała — miała litość nad biedakiem, patrzyła nań z ciekawością rozbudzoną.
Młody, przystojny, z głową otwartą, co dowodziła chociaż krótka rozmowa — w pełni życia człowiek — stał przed nią sam uznając, że nie widział dla siebie wyjścia z rozpaczliwego zakątka, w który go losy wpędziły.
— Coś przecie począć pan musisz? — rzekła.
Żabiec nie odpowiedział. Zdawało mu się, że po tak chybionem pierwszem spotkaniu, wcale inaczej obmyślanem, nie pozostawało mu nic już, tylko zawstydzonemu uciec i więcej się tu niepokazywać.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.