Poruszył się chwytając za kapelusz...
Sztywna i zimna pani patrzyła nań ciągle szklannemi swemi oczyma z wielkiem zajęciem.
— Co się pan tak spieszysz? — odezwała się.
— Muszę uciec choćby ze wstydu — rzekł wstając p. Aureli — pani mi przebaczy moje dziecinne znalezienie się.
— Siadaj bo pan — przerwała nakazująco Winnicka — i mówmy o czem innem, to jest przynajmniej o innej stronie życia waszego, którego ja jestem ciekawą.
Tłumaczy mnie to, że ono się łączy z losem tej, która była siostrą moją, — dodała... Od śmierci ojca — nie począłeś więc pan nic...
— Po ojcu pozostały mi małe jeszcze środki do życia, a trochę pomagał nam dziad Czarnogrodzki — którego wątpię czy znasz pani — bo ten zawsze zdala stał od rodziny, osobną jej gałąź stanowiąc.
— Teofil! — podchwyciła gospodyni — znam go mało!... jest to uczciwy człowiek, ale — jak my może nadtośmy chcieli panami być, tak ów zbyt chorował na plebejuszowską pokorę... Nie potrzebnie on z nami, a myśmy się z nim rozbratali...
— Z temi środkami — ciągnął dalej Żabiec — wybrałem się w świat i — z dnia na dzień żyło się tak nad skalę zawsze, w położeniu fałszywem...
Rozśmiał się...
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.