Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

— Daruj — rzekł zimno — czuję się nie zdrów i tak zmęczony, że tym razem służyć nie mogę.
Wołyniak stanął osłupiały — uszom nie wierzył.
— Ale, zmiłuj się! — rachowałem na ciebie jak na cztery tuzy...
— Widzisz, kochany Barszewski — rzekł smutnie Żabiec — że na cztery tuzy nigdy rachować nie można na pewno. Przychodzą one czasami, ale nie wówczas, gdy się rachuje na nie.
To mówiąc ścisnął go za rękę i oddalił się spiesznie.
Co się z nim stało? Sam nie pojmował, czuł tylko, że coś zaszło, co pogląd jego na własne życie zmieniło... Wyszedł od Winnickiej innym...
Czuł się biedniejszym może niż był, ale z obrzydzeniem prawie spoglądał na przeszłość. Chciał się zamknąć, dumać, wnijść w siebie. Nagły ten zwrot niemal go przestraszał, nie przypuszczał, ażeby on był możliwym.
Nie starając się już o spędzenie reszty dnia z ludźmi, nie szukając ich jak zwykle, Żabiec zawrócił się wprost do domu, na Mokotowską ulicę.
Tu Rzepski, który się go nie spodziewał tak rychło z powrotem, włożywszy okulary właśnie był rozpoczął amatorską restaurację uszkodzonej garderoby swej i najniezgrabniej w świecie wywijał