Dla czego to, co wczoraj było mu dobrem, nagle stało się niegodnem jego? On sam nie wiedział.
Myśl powróciła do ciotki Winnickiej.
Wyobrażał ją sobie wcale inaczej... Wydała mu się poważną, rozumną, a co więcej — z taktem, umiarkowaną, Nie odprawiła go niegrzecznie, nie pozbyła się impertynencko, choć niemal się tego mógł spodziewać, okazała powolną. Nie była też serdeczną.
Nie umiał a pragnął ją odgadnąć! Miał prawo teraz bywać u niej... nie odpychała go. Był więc ściśle biorąc, nie sam już jeden na świecie, wiązało go coś z rodziną — miał krewnych... należał do społeczeństwa. Zmieniało to w oczach jego położenie całkowicie.
Czy dla tego odmówił Barszewskiemu? Nie był pewnym. Więcej mu dokuczała myśl ta, iż — do niczego innego nie uznawano go zdolnym, tylko do urządzania wieczorków...
— Miałażby to być na wiek wieków specjalność moja? — pytał się siebie z ironją gorżką.
Za tem szło inne pytanie...
Do czego więc ja bym był zdolnym... Egzamin, któremu się poddał, wypadł niepomyślnie. Wszyscy ci ludzie, z którymi żył zwykle, w których kole się obracał, głupsi byli od niego, czuł to i był o tem przekonanym, — wiedział, że nad nich był duchowo wyższym, ale każdy z tych lu-
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.