dzi coś umiał, coś robił, miał cel jakiś — on zaś?... Gniewał się na siebie...
Przyszła mu na myśl ta nieznośna Salusia, która zabrała mu strychninę... Kropla jedna i wszystko byłoby skończone, daleko łatwiej niż z ciotką.
Strychninę tę kupił drogo, bardzo drogo u znajomego aptekarza, dając mu słowo, że ona... w pewnym tylko razie ostatecznej konieczności dla ocalenia honoru miała być użytą. Aptekarz kazał sobie zapłacić niesłychanie drogo, a pomimo to miał podejrzenie, iż to nie była piorunująca strychnina, ale może jakieś lekarstwo... które by tylko męczarnię sprowadziło...
Z rewolweru zaś, chybić tak łatwo, kula się może ośliznąć. Kalectwo i śmieszność!! Lepiej śmierć...
Okazywało się, że i umrzeć nie było łatwem. Cóż więc począć?
Myśl powoli na coraz poważniejsze dążyła tory... Czekać, próbować, ścisnąć się — zwolna ograniczyć... Opuścić Warszawę, ale dokąd ztąd, i z czem!
Siadł rachować coby mógł zebrać różnych resztek, sprzedażą niepotrzebnych sprzętów, odzyskaniem pieniędzy porozpożyczanych... Z ołówkiem w ręku spędził godzinę nad papierem kreśląc karykatury bezmyślnie. Cyfry doprowadziły go do kilkuset rubli...
Ile to czasu, przy zmianie życia przedstawiać mogło??
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.