rzy odgadnąć to — o czem się od niego nie spodziewała dowiedzieć.
On już był myślami gdzie indziej, a było to tak widocznem, że Salomea nie chcąc mu zawadzać, wysunęła się po cichu, nie żegnając się, do Rzepskiego.
Żabiec w istocie nierad z siebie, rozmyślał nad tem, dlaczego tak niegrzecznie prawie Barszewskiego odprawił. Było to tak dalece nie w jego obyczaju, iż mogło przybrać znaczenie, wywoływać tłumaczenia, zwrócić przedwcześnie niepotrzebnie uwagę na niego. Była to niezręczność.
Pan Aureli już nałogowo zwracał się z tej drogi, na której zaledwie jeden krok postawił. Nie miał siły wytrwać tam, gdzie się walka zapowiadała. Starał się więc wytłumaczyć sam przed sobą, że popełnił omyłkę. Należało ją naprawić, nie zrywać tak od razu ze wszystkimi, gdy sam jeszcze nie wiedział, co potem ma nastąpić! Na ciotkę Winnicką wcale nie liczył.
Po wyjściu panny Salomei, coraz bardziej się w tem przekonaniu utwierdzał Żabiec, iż — postąpił nierozważnie. Nazajutrz potrzeba się było starać to zatrzeć.
Było to oznaką słabości i wahania się... powracał do starego nałogu grania komedji życia.
Nazajutrz też rano, niecierpliwy, puścił się na miasto, prawie jedynie w tym celu, aby Barszewskiego spotkać. Nie wątpił, że Wołyniak, zobaczywszy go, rad będzie zbliżyć się, a może go zaprosi
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.