lat, jak moje, dodał, bywa zwykle ożenienie.
Winnicka ruszyła ramionami.
— W tych warunkach — rzekła zimno — dla mężczyzny jest to abdykacja...
Żabiec nie zaprzeczał.
— Ale, proszę pani — rzekł szydersko — gdy kto się rządzić nie umiał, właściwą jest rzeczą że abdykować musi.
— Smutno — zakończyła pani Winnicka.
Rozmowa przy stole tak się znowu potoczyła, jakby Winnicka miała zamiar zbadać, do czego miał powołanie Żabiec. On, raz wszedłszy na ten tor wyśmiewania samego siebie, nie schodził z niego.
— Prawdę rzekłszy — dodał — ja w życiu powołanie i passyjkę miałem tylko jedną, nie wyjmując tych wszystkich chwilowych zachcianek, które są tylko instynktami zwierzęcia głodnego... Gdyby ojciec był mi pozwolił, zostałbym niechybnie artystą, ale to do niczego nie prowadzi.
— Jakto artystą? — z pewnym przestrachem odparła Winnicka — artystą dramatycznym?
— A! nie — prędko podchwycił Żabiec — komedjantami jesteśmy wszyscy po troszę, ale jabym był został może malarzem. Dotąd jeszcze, gdy mogę pochwycić ołówek i kawałek papieru, gryzmolę z wielkim zapałem...
— Czemużeś się nie uczył? — spytała Winnicka.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.