rzeczywistym egzaminem; a jak się uczeń z niego wywiązał, gospodyni uczuć mu nie dała. Uprzejmą była do ostatka — lecz wcale nie obiecywała aby na nią mógł co rachować... Trzymała się zimno, grzecznie, nie wiążąc niczem.
Żabiec to rozumiał doskonale, że się wystrzegała tego, aby nie dać mu powziąć jakichś nadziei.
Po objedzie i czarnej kawie, w ciągu których p. Aureli nie dał ani na chwilę znudzić się gospodyni i starał okazać pełnym werwy i życia, — potrzeba było się pożegnać... Winnicka nie zatrzymywała go, ale przypomniała mu grzecznie znowu, iż miło jej widzieć go będzie u siebie i zaprosiła, aby o niej nie zapominał.
Żabiec wyszedł zniechęcony i zrażony. Bolało go to szczególniej, że się przed Winnicką odsłonił, odkrył, — przyznał do grzechów i nic na tem nie zyskał, oprócz rady, ażeby — uczył się bodaj malować.
To było po prostu śmiesznem
Wracając kwaśny na Mokotowską ulicę, przypomniał sobie rozmowę z Korjatowskim i wszystkie jego sofizmaty w obronie ożenienia użyte.
Gotów był ożenić się.
Tak — dla zleniwiałego człowieka jakim on był — ożenienie było najłatwiejszym środkiem wyzwolenia się od troski o jutro...
Wkładało więzy, uwłaczało godności — to
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.