prawda — ale Żabiec i tak już się czuł upokorzonym i przywiedzionym do ostateczności...
Zwrot ten nowy na pozór, był w istocie tylko warjantem i złagodzonem samobójstwem. Miało ożenienie zastąpić strychninę i rewolwer...
Mimowoli myśl jego wróciła do tego dnia, któryby był mógł zakończyć wszystko, gdyby fatalność jakaś nie zesłała Salusi, śmiesznego tego narzędzia... którego się wstydził Żabiec... Przypomniał sobie jak obchodził raz ostatni swoje mieszkanie i pochylił się w kątku, żegnając ów obrazek, widoczek szwajcarski z białą na nim sukienką...
Pan Aureli westchnął...
Ta biała sukienka była to jedyna miłość jego w życiu, a przynajmniej coś — do miłości podobnego...
Było to w pierwszych latach po śmierci ojca, gdy Żabiec zabrawszy po nim resztki kapitałów zmarnowanych, puścił się za granicę rozmarzony... chciwy wrażeń.
Wówczas zatrzymawszy się w Montreux, zwidzał okolice i oglądając wsławiony poematem Byrona Chillon, spotkał w podziemiach jego... Polkę... Była to młoda panienka z matką... Język polski zawiązał znajomość, matka i córka dla kuracji winogronowej i powietrza, mieszkały i zimę spędzić miały w okolicy Montreux... Matkę zwano hrabiną — pochodziły z Galicji.
Pan Aureli naówczas miał oprócz wdzięku młodości i piękności męzkiej, którą się odznaczał —
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.