wał zarazem, że od razu odbierze wszelką nadzieję ciotce, która go tak śmiesznie swatała. Ożenienie z panną Klotyldą zdolne było skompromitować i zabić w opinji człowieka na wieki. On przecież tak zdesperowanym nie był.
Z kwaśną miną począł się witać. Przeciwnie panna Klotylda przywitała go wesoło i była bardzo rozmowną. Zaledwie się zawiązała rozmowa, gdy zwróciwszy się do Aurelego, zapytała go:
— Czy to prawda, co mi mówi pani Winnicka, że pan czujesz także powołanie artystyczne i że przyznałeś się do tego, że radbyś był malarzem być?
Aureli się rozśmiał.
— W istocie miałem i mam fantazję — rzekł — ale czy to było powołanie, nie wiem...
— A czemużeś pan nie próbował się zbadać? — pytała panna.
— Bo to do niczego nie prowadzi, zwłaszcza u nas — mówił Aureli.
— Ale pan i tak nie miałeś nic lepszego do roboty — odparła otwarcie Klosia — nie jest to tajemnica, żeś prowadził życie, bawiąc się... a ręczę panu i mówię to z doświadczenia, bo sama bazgrzę, iż nic w świecie przyjemniej chwil nie zajmuje nad malowanie. Ja nie wiem, cobym poczęła, gdyby nie pędzelki. Czytać zawsze niepodobna, dziennika nie prowadzę... ciągle ludzi szukać nie można i kazać się im bawić... a przy sztaludze godziny piorunem lecą.
Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.