Książę wchodził z tą dumną, pańską miną, która stanowiła tak rażący kontrast z jego ubiorem zaniedbanym, — z uśmiechem szyderskim na ustach, ale z odwagą ogromną w ten tłum, wśród którego, oprócz księżnej, nikogo znajomego nie miał. Na wieczór musiał naturalnie ubrać się stosownie; ale cały strój jego, od fraka począwszy do butów i kapelusza, okazywał przeleżenie w kuferku długie, zaniedbanie mody i zbyt przedłużoną służbę. Wszystko, co miał na sobie, stare, pogniecione, starte, było wszakże szczątkiem elegancyi, kosztownej niegdyś i najwytworniejszej, — tylko dziś krój wydawał się śmiesznym. Bielizna najcieńsza batystowa, frak jedwabiem podszyty, obuwie lakierowane popękane, kapelusz składany starej formy — dziwacznie wyglądały. Książę wydawał się upiorem. Uśmiechano się, widząc go, z największą pewnością siebie i śmiałością wkraczającego do salonu i wprost mierzącego do gospodyni, która stała osłupiona z trwogi.
Nie spełniła ona dotąd przyrzeczenia danego i oświadczenia publicznego, iż znała księcia Filipesco, to więc mogło być powodem, iż sam on miał jej nastręczyć sposobność dotrzymania słowa.
Widywany na ulicy, ten książę budził powszechną ciekawość; w salonie jeszcze żywiej ona pobudzoną została, ale gospodyni — truchlała. Szedł, jakby naumyślnie ją chciał wziąć na tortury, krokiem Wolnym, pilnie się rozglądając dokoła dumnym i szyderskim wzrokiem.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/100
Ta strona została skorygowana.