Przystąpiwszy nareszcie do pani domu, skłonił się grzecznie. Całe koło ciekawych otaczało ją, rade posłyszeć coś. Filipesco odezwał się tonem poufałym:
— Po wielu latach, bardzo miło mi księżnę powitać tu, tak świeżą, młodą i niezmienioną, jakgdybym wczoraj dopiero się z nią rozstał. Co do mnie, ja się może będę potrzebował przypomnieć.
— O! bynajmniej, — podchwyciła księżna, cała drżąca, — wszak mam przyjemność powitać w nim dawną znajomość, — księcia Filipesco?...
— Tak jest, — odparł śmiało przybywający. — Z nudów i ja przybyłem do Nizzy, która tak się zmieniła, wypiękniała i urosła, jak ja zestarzałem i zszedłem na ruinę.
Księżna, nie wiedząc, jak przedłużyć rozmowę, dodała:
— Nieprawdaż, mości książę, iż w tym roku Nizza jest bardzo świetną?
— Zdumiewającą, olśniewającą, cudowną! — szydersko dodał Filipesco.
W tej chwili profesor Baum się zbliżył, a zarumieniona mocno gospodyni zaprezentowała go z profesorskim tytułem, jako przyjaciela domu.
Filipesco podał mu jeden palec ręki i szyderskim przyjął uśmiechem, a że w tej chwili do księżnej się zbliżył ktoś, rozpoczynając rozmowę, Baum starał się opanować księcia, który, nie mając tu innych znajomych, przyjął jego towarzystwo.
Profesor manewrował tak umiejętnie, iż zwrócił kroki ku bufetowi, dał znak, aby przyniesiono
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/101
Ta strona została skorygowana.