wem. Wszyscy oczy mieli na niego zwrócone, ale nikt się nie zbliżał.
Jeden tylko baron Hausgarde zdaleka mocno mu się przypatrywał zadumany, jakgdyby człowiek i fizyonomia nie były mu obce. Nawzajem i Filipesco spozierał na niego, brwi ściągał i w końcu szepnął profesorowi do ucha.
— Ten na boku, z gwiazdami na łańcuszku, proszę cię, nie jest to dyplomata austryacki... Haus... Haus... Zapomniałem.
— Baron Hausgarde, — podchwycił Baum. — Tak jest. Książę go zna?
— Znaliśmy się! — rozśmiał się Filipesco, — spotykali nieraz po świecie, — ale dziś... Nie wiem sam, czy mi wypada mu się przypomnieć, bo...
Baron wciąż zdala się przyglądał księciu. A że do powołania jego teraźniejszego należało wszystko wiedzieć i zagadek po drodze nie zostawiać nierozwiązanych, — że on zbliżeniem się swem do najpodejrzańszej figury skompromitowanym być nie mógł, w końcu wolnym krokiem przybliżać się zaczął.
Niezmiernie przenikliwy książę Filipesco zrozumiał, że baronowi pierwszego kroku potrzeba było oszczędzić i — samemu się przypomnieć. Porzuciwszy więc Baum’a, wstał zwolna z krzesła i z powagą zbliżył się do barona.
— Jeśli się nie mylę, — odezwał się, kłaniając, — ostatnim razem miałem przyjemność spotkać pana barona nad Bosforem! Jestem książę Filipesco.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/103
Ta strona została skorygowana.