— Pani, — przerwał Lesław, — ja nie jestem Francuzem, chociaż mam do tego narodu sympatyę, — i muszę zaprotestować, że u nas jeszcze wyrazy mocy swej i znaczenia nie utraciły.
Siostra Natalia okazywała niepokój coraz większy, spoglądała na hrabiego, jakby mu chciała dać poznać, iż powinien już był pożegnać je i oddalić się. Tymczasem on, czując również, że przyzwoitość to nakazywała, nie miał siły odejść, a Nera zdawała się wcale nie naglić o to. Głos jej, wzrok, postawa nabrały więcej życia.
— U księżnej musiało być dziś gości wiele? — zapytała.
Cała Nizza, — odparł Lesław, — nawet sprawozdawca Figara, który jutro zapewne, jeżeli nie dziś, wyśle humorystyczny opis wieczoru tego do gazety. Parę nowych postaci dostarczy mu treści.
— Nowych? — podchwyciła Nera.
— Dla mnie przynajmniej, — rzekł Lesław, — ale to niewiele dowodzi, bo ja w dosyć ciasnem się kółku obracam i nie jestem chciwym przelotnych stosunków.
Szli ciągle ku hotelowi. Lesław nie ustępował. Oczy jego mówiły więcej jeszcze, niż usta.
— Spodziewam się, — dodał po chwili, — że pani da się nawrócić felietoniście, który dla niej takie uwielbienie i żywe nią objawia zajęcie. Wszyscy z nim głosujemy za tem, abyś pani do cyrku nie powracała. Francuz otworzy jej łatwy przystęp do sceny. Bądź co bądź, jest to pole właściwsze i nie naraża przynajmniej na brutalne niebezpieczeństwo od dzikiego zwierzęcia.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/111
Ta strona została skorygowana.