— Czy pan hrabia sądzisz, że od zdziczałych ludzi mniejsze zagraża? — odezwała się Nera.
— Z nimi przynajmniej walka jest na innem polu i innym orężem, — dodał Lesław. — Na wieczorze u księżnej mówiono tylko o pani i o tem jednem. — Zdania wszystkich były zgodne, a gdzie głos ogółu tak przemawia silnie, sądzę, że mu się poddać potrzeba.
— Nie wiem, — odezwała się Nera zamyślona. — Mnie się zdaje, że człowiek tylko własnego instynktu albo rozumu słuchać powinien i iść za nim.
Westchnęła. Zbliżali się już prawie ku bramie; Lesław nie mógł i nie miał pretekstu iść dalej, ukłonił się, oczyma pożegnali się i — odszedł z bijącem sercem.
Zwolnił kroku. Zbliżenie się, głos, rozmowa, zamiast go ostudzić i odczarować, niestety, wywarły skutek przeciwny. Czuł się jeszcze więcej nią zajętym.
Razem z tą rodzącą się namiętnością wydobyte z głębi duszy występowały przestrogi, rady, zasady matki, których dotąd trzymał się, nawet nie potrzebując walczyć o to z sobą.
Nie poznawał sam siebie. — On-że to był, tak nagle opanowany urokiem prostej amazonki cyrkowej, nieznanej jakiejś, awanturniczej, która... która nie miała nic za sobą, oprócz wdzięku, młodości i tego dowcipu, który nabywa się, naśladuje, zapożycza.
Rumieniec mu występował na twarz. Nawykł był dotąd nic nigdy nie czynić, za coby się
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/112
Ta strona została skorygowana.