rumienić potrzebował, — a teraz! Wprawdzie wśród tego świata, co go otaczał, nie było ani dziwnem, ani sromotnem uledz takiej słabości, ale Lesław dotąd jego lekkości nie podzielał. Miałaż więc i dla niego nadejść chwila upadku, którą mu przepowiadano?
Niespokojny, kwaśny, smutny zadzwonił i wszedł do wonnego ogródka swego, w którym panowała cisza błoga. Tak tu było pięknie, tak spokojnie, — miałyż z namiętnością wtargnąć tu troska, fałsz, potrzeba ukrywania się i kłamstwa?
Nie wchodząc do willi, w której na niego służba oczekiwała, Lesław pozostał, przechadzając się po ogródku i rozstrząsając własne uczucia, chcąc zbadać stan swego serca i umysłu.
Miał w życiu tysiące okazyi, pokus, zręczności wejścia na drogę tę, po której drudzy kroczyli, a która jemu się wydawała błotnistą i obrzydliwą. Dotąd zawsze wstręt w nim obudzała bezmyślna rozpusta i to poniewieranie sercem dla zmysłów, obawiał się, aby teraz po długiej walce wstrzymywane namiętności nie wybuchnęły zwycięsko. Lękał się sam siebie. A tu wszystko się tak składało, jakby niedostępna dla drugich Nera chciała mu okazać, że go wyżej nad innych ceniła. Dzisiejsza przechadzka mówiła wiele, dawała do myślenia; Lesław był mocno przejęty i wzruszony.
Nie chciał przypuszczać nawet, ażeby ona mogła być jedną z tych doskonałych komedyantek, które umieją udawać naiwność, otwartość, łagodność, wszystkko to, na czem właśnie im
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/113
Ta strona została skorygowana.