zbywa. Pragnął wierzyć, iż była naturalną i szczerą, taką, jaką mu się okazywała, a na chwilę powątpiewając, natychmiast powracał do pierwszego wrażenia.
Wieczór, noc raczej nadchodząca już była cudnej piękności. Lesław, powróciwszy, usiadł pod werendą i byłby w myślach zatopiony pozostał niewiedzieć jak długo, gdyby stary sługa, Borsukowicz, któremu matka powierzyła pieczę nad zdrowiem jego, nie przyszedł mu przypomnieć godziny spóźnionej i potrzeby odpoczynku. Lesław, przywykły słuchać go, opieszałym krokiem dał się zaprowadzić do łóżka.
W kilka dni potem Lesław obrachował, iż znajomym swoim winien był obiad, który od czasu do czasu dawał dla nich, i weszło to już wzwyczaj i nałóg. Hrabia, zmuszony przyjmować zaproszenia i gościnę u innych, sam też, aby nie pozostać w długu, gromadził potem garstkę wybranych i część dnia z nimi spędzał.
Nad listą mających się zebrać gości zawsze się dobrze namyślał, wiedząc, jak wiele zależy na doborze współbiesiadników, którzyby pewną harmonijną złożyć mogli gromadkę.
Tłumna uczta mu nie smakowała, bo wrzawy nie lubił. Starczyłoby miejsca, służby i przyborów na dwakroć większe zebranie, ale Lesław wolał się mniejszą ograniczać liczbą i być pewnym, że się wszyscy czuć będą swobodni.