dzie; dziś innego niema nad życie z dnia na dzień. W polityce, w literaturze, w stosunkach międzynarodowych — ziewanie, obojętność, przeżuwanie.
— A! dajcież bo pokój narzekaniom, — przerwał baron Hausgarde, który nad majonezem z morskich raków, znakomicie przyrządzonym, siedział rozpromieniony — życie ma swe dobre strony, ale zanadto od niego wymagać nie należy. Naprzykład obiad taki, jak dzisiejszy, który w skupieniu ducha spożywać powinniśmy, nie zatruwając go żółcią pesymizmu...
— Bezwątpienia obiad taki byłby rozkoszą, — wtrącił Filipesco — gdyby po nim nie następowało pracowite trawienie, pokuta okrutna za grzech obżarstwa.
— A pocóż się obżerać? — zapytał Amerykanin.
— Jakto po co? — wykrzyknął Filipesco — ja twierdzę, że ten tylko używa, kto nadużywa; skromne, tchórzliwe używanie jest męczarnią.
— Ale zarazem doskonałą rachubą, — dodał Serwan pasza — bo spotęgowuje ochotę i apetyt. Dlatego nam po całodziennym poście tak bejram smakuje.
— Tak, ale biada już naturze odrętwiałej, która potrzebuje postu, aby w jedzeniu smaku dopytała! — zawołał Filipesco.
Z tych preludyów ogólnych rozmawiający, wypróbowawszy swe siły, przeszli do rozmaitych paradoksów, na których gimnastyki umysłowej dali dowody, a O’Wall, którego placem popisu była
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/124
Ta strona została skorygowana.