nego, któryby nie posiadał kilku, albo choć jednego antykwaryusza, kuszącego przyjezdnych.
W Nizzy też oddawna nie zbywa na magazynach tego rodzaju, w większej części będących filiami paryskich niezliczonych składów prawdziwych i fałszywych zabytków wieków dawnych.
Niedaleko od promenady Anglików, trochę głębiej wsunięty dom wielki, mieszczący na dole cały szereg rozmaitych sklepów, — zdaleka było można rozpoznać jako antykwarnię taką, gdyż w oknie jej widać było najdziwniejszy dobór przedmiotów, które tylko w takim bric à brac’u razem spotykać się mogą. Parę obrazów, kilka miniatur, klejnoty, porcelana, broń, rzeźby z kości słoniowej, stare tkaniny, koronki, książki z miniaturami, wszystko to wabiło oczy przechodniów, a u drzwi, które stały zwykle otworem, na straży ustawiona była piękna zbroja szmelcowana, z opartą o nogi jej tarczą.
Do składu tego potrzeba było wnijść, ażeby się dowiedzieć, kto w nim gospodarzył, gdyż sprzedającego nigdy ani w oknie, ani we drzwiach Widać nie było. Siadywał on w drugiej maleńkiej izdebce, która do magazynu przytykała.
Nad drzwiami na wcale niewykwintnym szyldzie stało nazwisko właściciela składu, Simona.
Chociaż inne antykwaryuszów sklepy pokaźniej daleko w oknach i wystawach się obiecywały, wewnątrz nie były bardzo zaopatrzone bogato, — gdy stary magazyn Simona znanym był z tego, iż mógł dostarczyć, cokolwiek kto zapra-
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/35
Ta strona została skorygowana.