Przez skąpstwo zapewne, oprócz sklepu i przy nim tej komórki, której znaczniejszą część zajmowały sprzęty rozmaite, niedające się w magazynie pomieścić, nie miał Simon innego mieszkania. W komórce tej zadusznej, której powietrze było przejęte wilgocią, stęchlizną, zapachami właściwemi butwiejącemu drzewu, schnącym pokostom, rdzewiejącym kruszcom i najrozmaitszym wyziewom, — w kątku miał coś nakształt łóżeczka, a w kominie sam sobie jadło przygotowywał, które się składało z jaknajprostszej strawy dla utrzymania życia. Obdarty chłopaczek przychodził do posług, z którym jakimś językiem, nie dla wszystkich zrozumiałym, rozmawiali.
Simon, jeżeli nie miał nic do czynienia ze swemi towarami, czytał ciągle; kilka ksiąg starych, w pergaminy oprawnych, zawsze przy jego wysiedzianem krześle pod ręką się znajdowały.
Twarz, której rysy wiek zmienił bardzo, zachowała znamię jakby wschodniego pochodzenia i niegdyś musiała być bardzo piękną, a dziś przypominała rembrandtowski portret jakiś. Smutek okrywał ją jakby żałobą i mrokami; niekiedy tylko zniecierpliwienie, gniew burzą straszną się na niej zjawiały.
Mało osób zachodziło do magazynu Simona, gdyż gościnnym nie był, natrętów nie lubił, w rozmowy próżne niechętnie się wdawał, — i trudnoby było wytłomaczyć jego uparte siedzenie w Nizzy, gdyby nie było wiadomem, że robił mało, ale bardzo zawsze znaczących interesów, które
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/38
Ta strona została skorygowana.