wo, tak nakazano w zakonie, a zakon ten przetrwa do końca świata i nic go nie obali... Nademną też ani los, ani nikt litości nie miał i nie ma!
Szedł znowu. Księżna, nie mając już śmiałości przeszkodzić mu, — byłaby się zapewne z gniewem oddaliła, ale właśnie w tej chwili Lesław, który powrócił z przejażdżki i w oknie róg ze słoniowej kości z polskiemi godłami zobaczył, wsunął się do magazynu, nie spojrzawszy na ekwipaż księżnej, stojący u drzwi.
Księżna zdaje się, że mu była rada, a Simon, zmuszony zatrzymać się, stanął, opierając się na parawaniku. Lesław, jako polski hrabia, był mu już dawniej znany, bo kupił od niego, nie bardzo się targując, szablę turecką, dlatego, że do polskiej była podobną, i coś jeszcze także wątpliwie polskiego.
Lesław, zobaczywszy księżnę, przywitał ją i miał się zwrócić do Simona, gdy ta się odezwała:
— Mój hrabio, — tu się niczego nie dokupisz. Pan Simon dziś w złym humorze, a ceny jego naturalnie się przez to podniosły.
— Ale ja też nikogo do kupna nie namawiam, — syknął antykwaryusz, spoglądając na kobietę pogardliwie.
Lesław wskazał na okno, gdzie róg był wystawiony, ale gospodarz nie ruszył się, aby mu go podać.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/47
Ta strona została skorygowana.