Amerykanin Robert, oburzony przeciw dyrekcyi i nieszczęśliwemu sprawcy, — z początku chciał się rzucić na scenę, co, przy jego gimnastycznej wprawie, byłoby mu przyszło z łatwością, ale, zobaczywszy, że go inni wyprzedzili, — wstrzymał się.
Oczekiwano. Długa chwila upłynęła, nim naostatek pierwsze szepty przebiegły po rzędach krzeseł i lóż:
— Żyje! żyje!
— Bezprzytomna.
— Lekarze spodziewają się ją ocalić.
Wszystko to jednak nie zaspokoiło oczekującej urzędowego oznajmienia publiczności, która z gniewem domagała się dyrektora.
Wzburzenie było tak wielkie, a rosło z taką siłą i objawiało się w sposób tak gwałtowny, iż dyrektor uledz musiał naciskowi — i blady, z włosami rozrzuconemi, z rękami załamanemi, ukazał się nareszcie przed zasłoną.
Cisza, nagle następująca, była nowym dowodem sympatyi, jaką widzowie mieli dla ślicznej, a nieszczęśliwej artystki.
Jąkając się, głosem niepewnym i przerywanym, dyrektor oznajmił, że, zdaniem wszystkich lekarzy, pomimo, iż uderzenie było bardzo silne, a upadek groźnym być mógł dla życia, — Nera znajdowała się stosunkowo w stanie takim, iż o ocaleniu życia nie wątpiono. Obawiano się tylko wstrząśnięcia mózgu, któreby długą chorobę sprowadzić mogło.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/55
Ta strona została skorygowana.