go, nie sprzeciwiając się, — uśmiechała się i jemu, ale ani jedno słówko nie wyrwało się jej dotąd jeszcze, któreby dozwoliło wnosić, że marzy o tych popisach i cośkolwiek rachuje na nie.
Tak samo mało zdawały się ją obchodzić i inne przyszłości marzenia, które jej narzucano. Z wdzięcznością i miłym uśmiechem przyjmowała dowody współczucia, któremi ją dotąd ciągle obsypywano, żadna jednak z tych pań, które się jej zupełne zaufanie zdobyć usiłowały, nie mogła się pochwalić tem, ażeby Nera całe serce swe jej otworzyła. Zwierzeń żadnych nie czyniła nikomu, choć z jej usposobienia widać było, że równie przeszłość, jak teraźniejszość, wielkiem na niej ciążyły brzemieniem. Zapytywana, zręcznie zawsze umiała tak zbywać półsłowami te panie, że z nich żadnych pewnych wniosków wyciągnąć nie umiały. Nazwiska nawet swego prawdziwego przyznać nie chciała, utrzymując, że ją tak różnie zwano, iż ona sama nie wiedziała, jak się nazwać była powinna i miała prawo. Tymczasem wychowanie okazywało, że rodzice czy rodzina musieli być bardzo zamożni, gdyż Nera miała najlepszych nauczycieli i nawykła była do wytworności i zbytków.
Ze smutkiem mówiła o sobie, że jej sieroca przeszłość prędzej zasługiwała na to, aby ją zapomnieć, niż odświeżać jej pamięć.
Tajemniczość ta, mająca urok każdej nierozwikłanej zagadki, pomnażała tylko ciekawość, której była przedmiotem.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/62
Ta strona została skorygowana.