jej chora, ale nie okazywała dla niej szczczególnej sympatyi, a raczej jakąś obawę.
Jednego z tych dni ostatnich, gdy już zupełnie przytomna, tylko dla osłabienia w łóżku pozostać była zmuszoną, Nera, usłyszawszy od siostry Natalii o nagromadzonych biletach wizytowych, prosiła, aby je jej podano dla zabawki. Rozsypano je przed nią — i, jak dziecię, śmiała się, przeglądając ten szereg imion najrozmaitszych narodowości, z których wielu wymówić było trudno i domyśleć się ich pochodzenia.
Czy pomiędzy temi imionami szukała jakiego pożądanego, czy to była wprost tylko ciekawość niczem niezajętego umysłu, — dociec było trudno. Karty te układała, śmiejąc się, tak, aby policzyć mogła, ile razy kto powrócił dowiadywać się, aby, — jak mówiła, — wiedziała, ile wdzięczności była komu winną.
Siostra Natalia widziała, jak niektóre nazwiska witała sarkastycznym uśmiechem, inne smutnym twarzy wyrazem, albo zupełną obojętnością.
Między innemi dziwić ją i uderzać się zdawało, że tyle, ile dni upłynęło od wypadku, znalazła biletów Lesława.
Przy pierwszym z nich zadumała się i starała upewnić zapytaniem jednej z pań, czy to był w istocie — le beau polonais? Znalazłszy drugi, zarumieniła się, a następne wprawiły ją w humor wesoły. Tłómaczyła się z niego naiwnie przed siostrą Natalią tem, że młody Polak był jednym prawie, który z początku ani na nią chciał spojrzeć.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/64
Ta strona została skorygowana.