dróże długie, osiadali gdzieindziej, najczęściej w wielkich i gwarnych miastach, w krajach naprzemiany to gorących, to zimnych. Ruch ten i przenoszenie się z miejsca na miejsce zdawały się być przeznaczeniem ojca, który nigdzie zbyt długo przebywać nie mógł. Nieraz, gdym nawykła do domu, do kraju, do języka, do sług, — wszystko z dnia na dzień zmieniało się pośpiesznie. Nie mogłam nigdy przyzwyczaić się do tego i opłakiwałam każdą zmianę. Naówczas ojciec przychodził mnie pocieszać, obiecując jeszcze coś piękniejszego nad to, cośmy tracili. Oprócz ojca rzadko widywałam kogo, chyba nauczycielki i nauczycieli... Już byłam dzieweczką dorastającą, gdy raz mnie, nadzwyczaj starannie i bogato ustrojoną, wyprowadzono do jakiejś pięknej, majestatycznie wyglądającej pani, która z wielką miłością mnie przyjęła... Nie była to jednak matka moja, którą dobrze jeszcze pamiętałam. Ta miała oczy niebieskie, włosy bujne, jasne, wzrost i postawę okazalszą. Inną też miłość powzięła dla mnie, — chłodniejszą, nie tak namiętną, ale wytrwałą. Była to miłość czy jakieś zobowiązanie, — nie wiem. Była dla mnie dobrą zresztą, a obok niej zjawiał się zawsze mój ojciec, który długo nas nie opuszczał. Ja i do tej drugiej jakiejś matki przybranej przywiązać się nie umiałam mocniej, a ona taką, jaką była dla mnie pierwszego dnia, — pozostała do ostatka... Krążenie nasze po szerokim świecie nie ustawało, ale teraz dwór był większy i okazalszy jeszcze, bo przybrana matka lubiła wystawę... O ile sobie przypomnieć mogę, ojciec i ta
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/68
Ta strona została skorygowana.