nie moje jednakże jeszcze na staranności nie straciło. Przybrana matka zawsze się mną zajmowała, dostatek i zbytek powrócił, ale z niemi nieznośny ktoś zjawił się, jako mąż i pan domu... Więcej z nałogu i nawyknienia do mnie, niż z miłości, opiekowała się mną ta, z której ust często słyszeć musiałam, że mnie z nią nic, oprócz politowania nad sieroctwem mojem i opuszczeniem, nie łączy. Węzeł też to był wątły, który lada co zerwać mogło i musiało... Tej chwili mojego życia, w której więcej pozostawiona samej sobie, aż nadto wyswobodzona zawcześnie, musiałam sama też kierować wychowaniem, nauką, wszystkiemi krokami, — opowiedzieć, opisać trudno... Walczyłam, myślałam, uczyłam się i winnam ocalenie więcej może cudownej opiece losu, niż ludziom i sobie, bom miała tylko instynkt, nie znając świata, ani tych niebezpieczeństw, na jakie narażoną byłam. Częstokroć, nieświadoma ich, przechodziłam nad zrębem przepaści, nie widząc jej u nóg moich. Przybrana matka coraz więcej zresztą własnym losem musiała się zajmować, aż do chwili, w której nagle mi jej naostatek miało zabraknąć. Choroba jakaś, piorunem nadchodząca, porwała ją, nim ona sama i otaczający domyślać się i przypuścić mogli, że śmierć grozi... Zostałam naówczas tak osieroconą i panią siebie, — tak opuszczoną, że cudem jakimś tylko składowi okoliczności przypadkowych zawdzięczam, iż nie zginęłam z głodu i sieroctwa tego, wyrzucona niemali na ulicę, bez żadnych środków, bez świadectw nawet pochodzenia i dowodów, kim byłam, co
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/70
Ta strona została skorygowana.