Zwolna, jakby nieco uspokojona, gospodyni podniosła oczy spuszczone i ośmieliła się spojrzeć na mówiącego, który siedział rozparty na stole i, szydersko uśmiechając się, napawał wrażeniem przykrem, jakie na księżnej czynić musiał.
— No, cóż? — dodał, zawsze szydersko, — wszak mogę się spodziewać, że mi tej małej przysługi nie odmówicie? Jestem pewny, że widząc mnie tu przychodzącego w tak załojonym i pomiętym stroju, z tak zaniedbaną powierzchownością, księżna musiałaś się ulęknąć o kieszeń swoją! — No, przyznać muszę, iż domysły o mojej ruinie są trafne; w istocie straciłem wszystko, nawet nadzieję odegrania się. W Monaco ostatkami próbowałem szczęścia, w rozmaity sposób, — los mi dał do zrozumienia, że z tego nic nie będzie. Nie wyrzekam się jeszcze rulety, bo to przynajmniej czas zabija, ale... — dokończył niewyraźnem mruczeniem.
W czasie, gdy to mówił, księżna się namyślała niespokojna i widać było z wyrazu jej twarzy, z ruchów mimowolnych, z drgania ust, że się gotowała coś powiedzieć, do czego jej brakło odwagi.
— Przy pierwszej więc sposobności, gdy książna zobaczysz moją odartą postać, — wynajdź sobie sposób głośnego wypowiedzenia, że widywałaś mnie w lepszym bycie, noszącego nazwisko Filipesco, z tytułem, który mu jest należnym.
Cichuteńko księżna pośpieszyła powiedzieć:
— Dobrze, dobrze...
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/85
Ta strona została skorygowana.