Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

Filipesco nie wstawał i nie uważał rozmowy za skończoną, — oglądał się po apartamencie i jego urządzeniu. Tymczasem gospodyni cicho zrazu, potem z wymuszoną odwagą zapytała:
— Nawzajem... proszę... Co się z nią stało? coś z nią zrobił?
Filipesco z początku nie zdawał się rozumieć.
— Z nią? — odparł. — Ach! tak! Wiem, wiem już.
Poruszył ramionami.
— Znudziła mnie w końcu, był to ciężar tylko... Przyszłości jej dać nie mogłem. Lepiej się stało... Wzięła ją jedna z moich przyjaciółek. W każdym razie nie gorzej jej z tem, niż gdyby była przy was została. Nie wiem, — tak, — nie mam najmniejszego wyobrażenia, co się z nią dzieje, ani gdzie być może. Ładna była i zawczasu rozbudzona, więc życie jej, a przynajmniej młodość nie będzie do dźwigania ciężką... Nie wiem, — tak! nie wiem nic!... Kochałem namiętnie z początku to dziecko, ale teraz, ja już nic, nikogo kochać, a nawet fantazyi mieć nie mogę, zupełnie się wyczerpałem. Żem się nie rozpił, to rzecz dziwna, bo powinienem był tem skończyć... Może to jeszcze nadejdzie, któż wie?
Pomilczał chwilę.
— A zatem na zaświadczenie mojej legitymacyi rachować mogę, — dodał, sięgając leniwie po kapelusz, Filipesco. — Im prędzej, im głośniej się to dopełni, tem lepiej.
Ruszył się z krzesła. Księżna, której dana odpowiedź nie zaspokoiła, słuchając, pobladła i zacięła usta.