— Jabym chciała coś więcej o niej się dowiedzieć, — szepnęła, — mogłabym... teraz jestem sama, prawie swobodna... wzięłabym ją.
Filipesco się uśmiechnął.
— Wątpię, żeby to dla niej wielkiem było dobrodziejstwem, — rzekł z uśmieszkiem, — a w istocie niepodobna mi się domyśleć nawet, co ta kobieta z nią i z sobą zrobiła. Czy pozostała we Francyi, czy się do Anglii przeniosła? To zależało od stosunków, jakie mogła zawiązać... W czasie, gdym się rozstawał z nią, ta opiekunka dosyć się losem dziecka interesowała, ale na stałość tego uczucia u niej wcale rachować nie można. Był to taki temperament namiętny, dziwaczny...
Książę wstał żywo, sięgnął ręką do kieszonki, w której zwykł się znajdować zegarek, znalazł ją próżną i śmiać się zaczął sam do siebie.
— Zapomniałem, że zegarek musiałem zastawić, — mruknął. — Chciałem go wykupić zaraz, wygrawszy...
Księżna przysłuchiwała się z jakąś obawą razem i chętką odezwania się, — naostatek poczęła:
— Nie jestem wcale tak zamożną, jakby się zdawać mogło, ale, jeżeli czem małem służyć...
Filipesco spojrzał jej w oczy.
— Dawne nasze rachunki dziś trudno wznawiać, — rzekł. — Kto komu co winien, ja nie potrafię rozwiązać, bo pieniądze pieniądzmi, ale obok nich potrzebaby inne położyć kompensaty. Tak, tak! dziś obrachować niepodobna, czy ja jestem jej dłużnym, czy mnieby się co należało. Puśćmy
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/87
Ta strona została skorygowana.