— Wchodząc nawet w te sofistyczne wywody, — przerwał O’Wall, — muszę zwrócić uwagę pani, że kark skręcić odrazu nie jest łatwo, ale okaleczeć i cierpieć — to los powszedni.
Nera pobladła.
— Widzisz pan, — szepnęła, uśmiechając się, — że ja mam jednak trochę szczęścia, bom powinna była w tym wypadku już — paść ofiarą. Ocalona, nabywam odwagi.
— Ale ta odwaga wobec cielesnego niebezpieczeństwa, — rzekł O’Wall, — jest razem lenistwem i nieśmiałością, gdy do wyższych sfer nie prowadzi.
— Po co? — zapytała Nera. — Pan wiesz, jak skończyła Rachel...
— Wiem, — przerwał O’Wall, — ale jestem przekonany, że kilka chwil jej życia, nie tych, w których zdobywała oklaski, ale w których czuła się kapłanką piękna, nagrodziły jej za męczeństwo.
O’Wall’owi szło, oprócz innych celów, o to, aby się popisał z wymową, aby podbił nie serce Nery, bo to mu było obojętnem, ale inteligencyę.
— Pani, — kończył długie swe argumentowanie, — nie potrzebujesz w tej chwili zdobywać się na żaden wysiłek woli nawet; owszem, zrzecz się jej tylko, zostaw swym wielbicielom i przyjaciołom staranie o wszystko, uwierz im, zaufaj...
— O! gdybyś pan wiedział, — wtrąciła Nera, podnosząc oczy, — jak ciężko jest stać się ludziom ciężarem i przyznać do bezsilności, do niemocy, zdając los własny na łaskę cudzą!
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/91
Ta strona została skorygowana.