— My to widzimy inaczej, — począł O’Wall, — bo pani nazywasz i sądzisz ofiarą ze strony przyjaciół, co oni nazwą sobie szczęściem, chlubą, zaszczytem...
Zeszło tak na grzeczności i komplementa. Nera uśmiechała się.
Godzinę prawie trwała ta rozmowa, która się właściwie na niczem skończyła, ale O’Wall wstał żegnać się z tem przekonaniem, że zostawia po sobie wrażenie, które się nie zatrze i poprowadzi Nerę do wyrzeczenia się cyrku.
Wkrótce dogonił go dyrektor i pochwycił w kątku, ocienionym różami, gdzie zupełnie znaleźli się sami.
— Panie, królu, władco, złote pióro! zlituj się, zatrzymaj! — począł. — Com ja panu przewinił, że mnie chcesz zgubić?
Objął go wpół rękami, kłaniając się nizko.
— Cóż łatwiejszego tobie, potęgo, zgnieść takiego, jak ja, robaka?
— Mój kochany Belo... słowo daję, ani wiem, czego chcesz odemnie? mówże jasno! Ja — gubić ciebie!...
— Pamiętasz pewnie ze szkół: — rozśmiał się Belotti, — aquila non capit muscas; jesteś orłem, o tem wiedzą wszyscy, co czytają, to jest cała Europa, Ameryka i t. d.; cóż ta mucha, Belotti, ci winna?
— Ale cóż ja tej musze zawiniłem? — rozśmiał się połechtany felietonista.
— Odbierasz mi chleb, sławę, przyszłość, — zawołał gorąco Belotti, — należysz do spisku, któ-
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/92
Ta strona została skorygowana.