ry mnie ma gwiazdy mojej, jedynej nadziei, pozbawić.
Z powagą wielką O’Wall wziął dyrektora za guzik od surduta.
— Słuchaj, — rzekł, — mylisz się w dyagnozie. Ta kobieta nie jest ani dla ciebie, ani dla cyrku stworzoną. Padnie ofiarą, a ty na tem nic nie zyskasz.
— Mnie się zdaje, że wy się mylicie, — przerwał Belotti, — chociaż stokroć przechodzicie mnie i znajomością ludzi, i przenikliwością, ale ja ją znam bliżej i lepiej. — Ona ma powołanie do sztuki wogóle, ale gdy do tej pory nie obrała żadnej i nie poświęciła się jej wyłącznie, właśnie w cyrku tylko może zostać bóstwem, uszlachetniając pantominę naszą, dając jej artystyczny wdzięk. Gdzieindziej nie zajdzie daleko, dozna zawodu i zniechęci się.
O’Wall ruszył ramionami.
— Kochany Belo, — rzekł, chcąc uniknąć dalszych rozprawiań, — ja jestem uproszony przez te panie, które się Nerą interesują; nie ze mną masz do czynienia, ale z całym zastępem niewiast, zbrojnych we wszystkie środki działania, począwszy od pieniędzy. Ja umywam ręce...
Spojrzał na zegarek.
— Daruj, ogromnie się śpieszę, przepraszam.
Belotti schylił się pocałować go w ramię i coś mu szepnął na ucho, a O’Wall palcem pogroził, ale się nie pogniewał.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 1.djvu/93
Ta strona została skorygowana.