— Jedno z dwojga, kochany Lesiu, — przerwał Edzio, — albo trzeba szukać jej i przekonać się, że to marzenie twe jest wprost — niemożliwe, albo uciekać i starać się o niem zapomnieć.
— Przepraszam cię, Edziu, — rozpoczął po namyśle Lesław. — Wszystko to, co ty mówisz i radzisz, jest niezmiernie rozumne, ale ma tę wadę, że się opiera na danych, które może do mnie się zastosować nie dadzą! Nie mam siebie za „wyjątkową istotę”, spodziewam się, że tej śmieszności nie przypuszczasz, ale musisz przyznać, że byłem wychowany z miłością i staraniem. Nie jestem zepsuty. Na takim subjekcie, szczęśliwym czy nieszczęśliwym, jak ja, — nawet miłość działa inaczej. Wiesz, że wszystkie prawa w naturze są jedne. Tak samo jak jeden kwas działa rozmaicie na różne kruszce, w różnych ciepła warunkach, — tak samo miłość na serca i indywidualności rozmaite działa odmiennie. Uwierz mi więc, gdy ci powiem, że to, co ty nazywasz moją miłością dla Nery, jest uczuciem bezinteresownem i czystem. Nie myślałem nawet nigdy o owładaniu i przywłaszczeniu jej sobie, — chciałbym, ażeby była szczęśliwą, ale nie wymagam, abym koniecznie ja ją miał uszczęśliwić. Godzę się na to z tobą, że o ożenieniu z nią mowy być nie może. Rodzice mają prawo wymagać dla mnie, — naprzód towarzyszki z naszej krwi i świata, a potem, nawet może z rodu, który im będzie najsympatyczniejszym. Nie idzie tu o szczęście moje, ale o całą przyszłość rodziny, którą stanowi — matka!
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/113
Ta strona została skorygowana.