Dopiero po wyjściu z magazynu, Lesław, śmiejąc się, szepnął na ucho kuzynowi, że stary żyd, z którym miał do czynienia, był — dziaduniem owej idealnej Nery.
— Okropne! — zawołał Edzio. — W istocie jest to nieszczęśliwa ofiara...
Simon, sprzedając obrazek, zastrzegł sobie, iż nie ręczy ani za jego starożytność, ani za domniemanego autora. Powróciwszy do willi, Edzio zapomocą lupy rozpatrując się w swoim nabytku, przekonał się, niestety, że jeśli nie był falsyfikatem zupełnym, z pewnością przynajmniej bardzo wprawną ręką musiał być — restaurowany.
Na pociechę musiał sobie powiedzieć:
— Co mnie obchodzi autentyczność, jeżeli złudzenie jest zupełnem.
Za złudzenie to jednak grubo musiał przypłacić.
— Co się tyczy twego Simona, — dodał, — ma on wszystkie charakterystyczne znamiona Shylock’a — jest istotą dość wstrętną, ale może być niepospolitem zarazem zjawiskiem. Rozum i przebiegłość świecą mu z oczów, — piętno, które wyciska tysiącoletnie prześladowanie, wyraziście twarz jego cechuje.
Zamiarem było Edzia zabawić tylko kilka dni z Lesiem i śpieszyć do Włoch, dopókiby upały nie nadeszły nieznośne, od których chciał się schronić w Castellamare lub Sorrento.
Stan, w jakim znalazł Lesława, zmusił go pozostać dłużej. Wiedział dobrze, iż kuzyn żadnego szaleństwa nie popełni, że się za daleko
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/116
Ta strona została skorygowana.