z sobą, wpiął w krawat brylant ogromny, a do zegarka przyhaczył zdumiewające dewizki. Filipesco, ściskając go, utrzymywał, że wyglądał na dorobkiewicza...
Z kolei ściągali powoli goście, wedle uspospobień i temperamentów, jedni wcześniej, drudzy później. Przewidywał nawet Filipesco, że ktoś może przyjść w pół obiadu.
Towarzystwo z tak różnorodnych żywiołów złożone, potrzebowało pewnego czasu, aby się zapoznać i zbliżyć. Pasza przystał zaraz jakoś go Rumuna i, pomimo wielkiej różnicy wykształcenia, czuli się sobie sympatycznymi. Pudłowicz też był ku nim pociągnięty. Hausgarde, jak w domu, ze wszystkimi dosyć poufale, dawał dowody nabytego długim doświadczeniem talentu — obcowania z ludźmi łatwego i trafnego.
Może najbardziej obcym i nie swoim wśród tego towarzystwa znalazł się Edzio, ale wychowanie i charakter nie dopuściły, aby to zbyt jawnem się stało.
Hausgarde wziął na siebie dyrekcyę rozmowy taką, aby ogólną być mogła i przystępną dla wszystkich. Naturalnie, sezon miniony i główniejsze zdarzenia, które go odznaczały, był przedmiotem głównym, chociaż zamilczano o najważniejszym może — o Nerze. Znaczniejsza część gości wiedziała o tem, że Filipesco był — pono ojcem tej istoty zagadkowej. Nierozumiano tylko tego, dlaczego między nim a domniemaną matką — stosunek był... nieokreślony, niejasny.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/119
Ta strona została skorygowana.