O’Wall, który wszędzie, gdzie być raczył, chciał berło rozmowy piastować i dowcipem obudzać uwielbienie — z Nizzy przeszedł do Paryża, gdyż duchem już był na bulwarach, za któremi tęsknił.
— Nizza — mówił — ma w pewnej porze roku swój wdzięk — temu zaprzeczyć nie można, ale winna go jedynie temu, że jest słabym odblaskiem Paryża. Nie dlatego, że to jest prawdą przez cały świat uznaną, powtórzę, iż w jednym Paryżu żyć można, bo tu tylko jest życie, tu bije serce świata. Wszędzie indziej ludzie wegetują. Najlepszym tego dowodem są Amerykanie. Dopóki idzie o robienie milionów, męczą się gdzieś między Nowym-Jorkiem i Chicago, skoro tylko dorobią się tych olbrzymich fortun, z któremi w Ameryce niema co robić, jadą do Paryża i tu się dopiero na świat rodzą. Wszystkie narody aspirujące do współuczestnictwa w żywocie ogólnym cywilizowanego świata — chrzest muszą odbierać w Paryżu.
Zwrócił się do paszy.
— Biorę was na świadectwo? Czy nad Bosforem nie tęsknicie za Włoskim bulwarem?
— Niestety! — kto przebył w Paryżu lat kilka i zakosztował jego czarów, ten już gdzieindziej żyć nie może, lub żyje wspomnieniami tylko.
— Można robić wycieczki dla rozrywki po całym świecie — dodał O’Wall — ale żyć i czuć, że się żyje — tylko w naszym Paryżu.
Argiropulo słuchał z pohamowaniem, nie śmiał się odezwać — ale zdało mu się to więcej, niż paradoksem. On czuł się najswobodniejszym
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/120
Ta strona została skorygowana.