roztargnionem okiem przebiegając loże pierwszego piętra, zobaczył — ją.
Tak, — nie było wątpliwości najmniejszej. Ona to siedziała zadumana, sparta na ręku, wpatrując się w scenę i artystów. Obok niej, średniego wieku, bardzo poważna pani, w skromnym stroju jak ona, zajmowała miejsce.
Nera była ubrana smakownie, ale na swój wiek i piękność, nadzwyczaj skromnie. Ze wszech stron zwracały się ku niej lornetki, w stallach orkiestry zajmowano się nią widocznie, ale w antraktach nikt do loży nie wchodził. Nie miała tu jeszcze znajomości. Lesław wahał się krótko, poszedł.
Od przyjęcia, jakie go tu spotkać miało, zależało wszystko.
Z bijącem sercem otworzył drzwi loży i ukazał się w progu.
Pierwsza zwróciła się ku niemu niespokojnie podżyła towarzyszka, w której domyślał się pani de la Porte, ale oczy Nery skierowały się też na niego, i dziewczę, pod wrażeniem widocznego wzruszenia, bardzo żywo podniosło się, wyciągając mu rękę na powitanie z nietajoną radością. Pułkownikowej twarz zbladła i brwi się ściągnęły.
— Siadaj, hrabio! — zawołała żywo Nera, której twarz, przed chwilą zastygła, ożywiła się i rozpromieniła. — Jakimże cudem jesteście w Paryżu?
— Przybyłem umyślnie, — rzekł Lesław, — i to wcale się do cudów nie liczy, ale że mi się po-
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/133
Ta strona została skorygowana.