lionowy bogacz, Pudłowicz, chce jej zabezpieczyć przyszłość.
— Ten stary, — krzyknął Belotti, — a to piękne zabezpieczenie!!
— Mylisz się — chce w niej widzieć dziecko swoje, bierze na siebie wykształcenie, koszta wszelkie.
— Nie pytając mnie? a ja — ja z prawami mojemi? — krzyknął Włoch oburzony.
— Praw waćpan nie masz żadnych, — przerwał mu Francuz, — ale Pudłowicz jest wspaniałomyślny wielce, z nim się o indemnizacyę ułożysz łatwo. Sama próżność mu się targować nie dozwoli.
Belotti pomyślał nieco; zawsze z Pudłowiczem wolał mieć do czynienia, niż ze starym lichwiarzem, o którym zamilczał. Przypomniał sobie odebrane wezwanie... i uspokoił się nieco.
— Pan powiadasz, że pułkownik będzie wyrozumiałym? — wtrącił.
— Pułkownik jest, jakem powiedział, nietylko wyrozumiały, ale wspaniałomyślny, waćpan też powinieneś być — umiarkowanym.
— Ja jestem biedny człowiek! — stęknął dyrektor, — wszystko to dziwaczne, poplątane i niezrozumiałe... ale, bądź co bądź, wypada o tem Nerę zawiadomić. Przecież i jej wolę wyboru i stanowienia o sobie zostawić należy, a nie rozporządzać nią bez niej.
— Zostaw to waćpan mnie, — przerwał O’Wall. — Jak tylko będzie widzialną, pośpieszę do niej.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/23
Ta strona została skorygowana.