— Ja idę natychmiast, — rzekł Belotti, potrząsając głową, — muszę.
— No, więc razem, — odezwał się felietonista. — Jeżeli komu winna Nera ten rezultat cudowny, to — mnie!! Zawczasu uprzedziłem pułkownika, że waćpanu należy indemnizacya, ale spodziewam się, iż zbyt wymagającym nie będziesz?
— Zbyt?.!. Nazbyt, nie, — rzekł Belotti, który już w myśli rozważał, ile mógł i miał zażądać, — lecz na Nerze, gdyby mi sto tysięcy franków dał, — stracę!!
O’Wall ruszył ramionami.
— Muszę, nie mogąc wchodzić w szczegóły, — dorzucił Włoch, — słowem honoru panu zaręczyć, że, oprócz pułkownika, mam drugiego konkurenta, pragnącego ją wykupić i zająć się jej losem.
— Ale nie po ojcowsku, — roześmiał się O’Wall.
— Właśnie, że tylko po ojcowsku, bo i starszym jest znacznie od pułkownika — i... i...
Tu wstrzymał się nieco Belotti, obejrzał dokoła i szepnął:
— I należy do rodziny.
— Jakiej rodziny, kiedy ona nie zna żadnej! — wykrzyknął Francuz.
— Ale jest taka, co się do niej przyznaje! — odparł Belotti.
Felietonista wziął to za zmyślenie dla targu wtrącone, i zamilkł; niechcąc mu powiedzieć impertynencyi.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/24
Ta strona została skorygowana.