Nera uśmiechnęła się: — Ale ja jestem zdrowa, sił mi tylko trochę jeszcze braknie. Spodziewam się, że przez wzgląd na to dyrektor nie będzie mnie przynaglał.
O’Wall się roześmiał.
— Idzie już nie o występowanie wcale, — rozpoczął, — ale o rozstanie się z Belotti’m.
Nera spojrzała na obu.
— Ale ja, ja dyrektorowi jestem dłużną, — przebąknęła.
— Są ludzie zacni, co ten rachunek biorą na siebie i nietylko przeszłość, ale przyszłość jej, — począł O’Wall. — Bardzo jestem szczęśliwy, że choć dzwonić mogłem na to kazanie.
— Któż taki? — zdziwiona, krok się cofając, zapytała Nera.
Nim O’Wall zabrał się na odpowiedź, Belotti dodał szybko.
— Mamy ich aż dwóch, — do wyboru.
— Nierozumiem! — zimno i jakby nieco urażona poczęła Nera. — Obawiam się dobrodziejstw, bo wkładają obowiązki.
— Pozwól mi pani naprzód objaśnić, z czem ja przybywam, — rzekł prosząc jej, aby usiadła i sam się rozsiadając w krześle. — Los jej tak zajął starego bogacza, pułkownika Pudłowicza, że chce jak własne dziecko przybrać panią i zupełnie się zająć jej losem.
— Kto? pułkownik Pudłowicz? ja go nie znam, — zawołała Nera, bledniejąc.
Oburzenie odmalowało się na pięknej jej twarzyczce, która przybrała wyraz tragiczny.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/26
Ta strona została skorygowana.