Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

Byli zapewne znajomi dawno, bo ani gospodarz nie śpieszył zbyt ku niemu, ani on potrzebował się usprawiedliwiać z tego, że wtargnął tu do sklepu.
Belotti i O’Wall przybyciem obcego tem pilniej zmuszeni zostali do odejścia, w milczeniu, prawie bez pożegnania.
Gość nowy, siwowłosy, stary, ale bardzo krzepki i w pełni sił mężczyzna, dosyć elegancko ubrany, twarz miał tego typu wschodniego, który zarówno Włocha, południowych Francuzów, jak inne plemiona odznacza. Bardzo charakterystycznie garbaty, nakształt dziobu papugi ukształtowany nos, czarne oczy, wargi tłuste i wywrócone nadawały mu prawie karykatyralną, ale pełną życia i wyrazu fizyonomię.
Ubiór dowodził zamożności i starania o powierzchowność, która się kazała domyślać stosunków towarzyskich, wymagających jej.
Gdy dyrektor cyrku ze swym towaszyszem wychodzili, coś szepcąc między sobą, — przybyły stał, patrzał na nich i na Simona, czekał. Rozdrażnienie starego nie uszło jego baczności.
Byli już na ulicy, gdy, zbliżając się do Simona, zawołał żywo:
— Simon, co tobie jest? godziż się, abyś ty, mój stary przyjacielu, tak brał do serca — targ i sprzedaż? Widzę cię zirytowanym.
— Ale nie targiem, nie sprzedażą! — począł Simon, ruszając ramionami i podchodząc do gościa. — Widzisz mnie poruszonym może jedyną sprawą, która to stare, zaschłe serce mogła żółcią