Zatrzymał się trochę i odetchnął, jakby mu powietrza w piersi zabrakło.
— Jednego tylko od was wymagać będę, ażebyście losem swym, ręką nie rozporządzali bez mojej rady, bez mego zezwolenia.
W tem, widząc, że Nera mu chce przerwać, pośpieszył dodać:
— Dajcie mi wypowiedzieć wszystko. Nie chcę być tyranem, nikogo nigdy wam nie narzucę, — pragnę jedynie mieć prawo przestrogi i opieki. Wy, młodzi, widzicie wszystko w jasnych barwach... ludzie was uwodzą kłamstwy, a kłamią nie słowy tylko, ale całym żywotem... Matka twoja przez nich została zgubioną, — chcę was od tej ostateczności uratować. Więcej nie żądam nic, — nic, oprócz trochy serca, na które będę pracował!
Westchnął ciężko i uśmiechnął się razem szydersko.
— Nie, wy mnie nie zrozumiecie, — rzekł, — możecie mi nawet nie uwierzyć... Oprócz matki waszej — nie kochałem nikogo, a i ta mnie zmusiła do tego, że nią pogardzam, że jej nie cierpię... Jestem stary, potrzebuję się przywiązać do kogoś... krew nas łączy... bądźcie wy tym ogniwem, co mnie po śmierci połączy z tem życiem i światem, wedle prawa Bożego, które bezdzietnych potępia, a bezpotomność jako karę Jehowy każe uznawać.
Zamilkł i spojrzał na słuchającą go pilnie Nerę.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/49
Ta strona została skorygowana.