sobą czarne tajemnice, w którychby złośliwość więcej szukała, niż... się godzi... Sądzę, że jaknajwięcej prawdy, jaknajszczersze przyznanie się do tego, co mnie spotkało, byłoby najlepszem.
— Prawda jest zawsze najlepszą, — przerwał Simon, — ale w ten sposób matka twoja dowiedziałaby się o tobie. Lękam się tego.
Nera poruszyła się zdziwiona.
— Jest-że tak blisko? — zapytała.
Starzec się skrzywił i jękął.
— Aż nadto! nadto!! Dlatego nie mogę tu wystąpić jako twój dziad i wszystko to musimy pokryć do czasu milczeniem. Zresztą, — dodał z pokorą jakąś i smutkiem, — mnie nie idzie o to, abym się chwalił tobą. Mogę pozostać na stronie, kocham cię dla siebie i służyć będę, nie rzucając plamy mojego wzgardzonego żydowstwa na twoją czystą i piękną postać.
— Ale Belotti? — wtrącił Salmon!
— A! ten będzie milczał za pieniądze... — odparł stary — i z nim naprzód skończyć potrzeba.
— Tak, ale jeżeli on nie będzie mógł mówić prawdy, — przerwał adwokat, — cóż mu każemy rozgłaszać? czem tlómaczyć?
Tu zniżył głos nieco.
— Jeżeli nie będzie mowy o familii, — dodał, — mogą ztąd uwłaczające dla panny Nery wyrosnąć przypuszczenia. Tym zapobiedz musimy.
Simon dumał.
— Owszem, o familii mówić musimy, — rzekł żywo, — tylko ja tej rodziny będę wprost umo-
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/54
Ta strona została skorygowana.