izraelity, nie myślała się wypierać pochodzenia, — ale ono nie było dla niej pożądanem. Sam ów starzec, który przedstawiał rodzinę, choć gorącem uczuciem zjednał ją sobie, — choć stał się sympatycznym, zarazem stanowił typ nadto oryginalny, fantastyczny, aby zarazem pewnej nie budził obawy. Obiecywał jej swobodę, ale opieka jego do pewnego stopnia ograniczać ją musiała. Czuła się zależną i zmuszoną do powolności.
Czem życie teraz miała zapełnić? I to pytanie stawiło się jej natarczywie. Nie pojmowała go bez zajęcia, celu jakiegoś, pracy. Miała pociągów wiele, nęciła ją literatura, sztuka i muzyka, czemuś musiała się poświęcić? Nie chciała się wyrzec nawet konia, jako przyjemności, ale sport ten całego zapełnić nie mógł żywota!
W myślach tych, niemal machinalnie, drogi nie patrząc, nie widząc tych, co spotykając się z nią, ukłonami witali, Nera wbiegła do swego mieszkania. W saloniku siostra miłosierdzia, sparta na ręku, czytała. Naśladowanie Chrystusa Pana. Nera się jej rzuciła na szyję i sama nie wiedząc dlaczego, nim słowo przemówiła, wybuchnęła głośnym płaczem.
Dnia tego, gdy Salmon tak niespodzianie nadszedł Nerę i pochwycił ją, wiodąc z sobą do Simona, — gdzie się los sieroty nagle i dziwnie miał rozstrzygnąć, — chodziły już po Nizzy jakieś głuche wieści, domyślano się czegoś, zmiany w położeniu tej gwiazdy cyrkowej, — może przejścia jej do teatru... ale stanowczego nic nie wiedziano jeszcze.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/58
Ta strona została skorygowana.