dytu brakło, a cyrku najem nawet był nie zapłacony.
Cyrk z Nerą był przynajmniej biletem na loteryę, która mogła przynieść ogromną wygranę, — cyrk bez niej, był wiekuistą walką, ostatecznie nic nie obiecującą nad zestarzenie się w znoju i kłopotach ciągle przezwyciężanych i zawsze się odnawiających.
Belotti pomyślał, że gdyby znalazł chętnego kupca na swoje konie, stroje, firmę, — chętnieby pozbył się tego wszystkiego, a rozpoczął inną karyerę. Ideałem jego była dyrekcya teatru ludzi nie koni.
Dumał jeszcze, gdy, pochwycony za rękę, spostrzegł przed sobą O’Walla.
— Szukamy was! co się to dzieje? Nera mnie nie przyjmuje! W hotelu głucho, mówią, że się w podróż wybiera? Co się stało? Mów!
— Niestety! — wzdychając, odparł Włoch. — Odebrano mi perłę moją, moje prawa musiały ustąpić przed prawami krwi. Znalazła rodzinę... pan wiesz... z cyrkiem więc rozbrat.
— Doskonale, to znaczy, że ją zdobędziemy dla teatru? Teraz potrzebuję się z nią widzieć tylko, ona musi obrać karyerę teatralną.
— To już nie moja rzecz, — odparł Włoch. — Nie mieszam się do tego, chociaż, nawiasem powiem, — że żadnej karyery potrzebować nie będzie. Czyż piękność nie starczy za powołanie?
— Familia? — mruknął O’Wall, — familia! bogaty żyd! lichwiarz.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/67
Ta strona została skorygowana.