des deux Mondes“ wziął i próbował go czytać. Ale, myślał o czem innem.
∗
∗ ∗ |
Przed trzema laty, Simon, który pieniędzy na zastawy pożyczał i znanym był w Nizzy całemu światu z dosyć fantazyjnego obchodzenia się z klientami, jednego ranka otwierając magazyn, spotkał na progu średnich lat kobietę, starannie i smakownie ubraną, której twarz, niegdyś piękna, nosiła na sobie ślady cierpienia i znękania. Z jej powierzchowności mógł się domyślić łatwo, że nie miłośnictwo starożytności ją tu sprowadzało. Weszła natychmiast szybkim krokiem, jakby nie chciała być widzianą i poznaną — głosem cichym, zmieszana, zapytując Simona, czy może na zastaw klejnotów otrzymać od niego pożyczkę. Stary odpowiedział potakująco, i przybyła rękami drżącemi dobyła z pod chustki, którą była okryta, parę pudełek. Jedno z nich zawierało naszyjnik piękny z szafirów i brylantów, drugie bransolety z kilku kamieniami kosztownemi. Simon nie potrzebował znawcy, aby te precyoza ocenić i wiedzieć, co miał pożyczyć na nie. Przybyła musiała wielce zmieszana złożyć mu dowody, kim była i wykazała się, jako żona pułkownika de la Porte.
Powierzchowność jej zresztą korzystnie świadczyła za nią — twarz regularnych rysów, dotąd piękna jeszcze, ale zmęczona i smutna, odznaczała się szlachetnością rysów, mowa i ruchy