Simon, rozmyślający już, kogoby dać mógł do towarzystwa Nerze, przypomniał sobie pułkownikową. Nad nią nikogo nie mógł znaleźć godniejszego zaufania. Stary natychmiast resztę klejnotów, przez nią zastawionych, zabrał do kieszeni i śpiesznie poszedł szukać wdowy.
Pani de la Porte mieszkała przy jakiejś rodzinie, w niewielkim, ubogo urządzonym, ale z wyszukaną starannością utrzymanym pokoiku. Wypłacała się i tu nauką dwu dzieweczek, które do niej przywiązane były jak do matki. Simon, idąc do niej, w drodze już, zważywszy wszystko, powiedział sobie, iż dla pozyskania pułkownikowej żadna ofiara zawielka nie była; czuł zarazem, że skłonić ją do zerwania nagłego stosunków, do nowego zobowiązania się względem osoby nieznanej, łatwo przyjść nie mogło. Miał za sobą tylko jeden pieniądz, jako sprzymierzeńca.
Pani de la Porte była w domu. Na widok Simona, któremu dotąd się nie wypłaciła, sądząc, że przychodzi w sprawie klejnotów — pobladła biedna.
Blada, — z twarzą smutną, którą piękne oczy czarne ożywiały, miała wdowa ten wdzięk, jaki nadaje cierpliwie znoszona niedola i charakter łagodny.
Simon spostrzegłszy wrażenie, jakie uczynił na niej — począł od uspakajającego twarzy uśmiechem, do którego nie był nawykły.
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/75
Ta strona została skorygowana.