Wyszedłszy od księżnej, Filipesco zapalił cygaro, sprawdził godzinę, zamyślił się, co ma począć. Do Monaco mógł jeszcze w czas trafić na gry rozpoczęcie, ale dobyty z kieszeni telegram, który odczytał, ruszając ramionami, oznajmujący mu o przybyciu dnia tego jakiegoś gościa, podpisanego wujem, zatrzymywał go w Nizzy. Było mu nudno.
W ciągu kilku dni ostatnich, — niegdyś znajomi, on i baron Hausgarde, nietylko odnowili znajomość, ale zbliżyli się do siebie w sposób dla obu niespodziany. Znudzony eks-dyplomata szukał rozrywki i zaspokojenia ciekawości, Filipesco miał naturę taką, że zawsze potrzebował jakiegoś powiernika, a tym razem innego nie znalazłszy — przyzwoitszego od barona, — zawiązał z nim dalszy ciąg stosunków i zwierzał mu się poufnie ze wszystkiego. Było to jednym ze złych nałogów człowieka, we wszystkiem ulegającego nałogom, iż musiał zawsze myślami się z kimś dzielić i spowiadać. Wybór barona Hausgarde nie był złym wcale, a on dla samej ciekawości psychologicznej chętnie służył księciu Filipesco. Jego to bawiło.
Siedział jeszcze w swej willi przy śniadaniu z rannym dziennikiem w ręku baron, gdy wszedł Filipesco. Wskazał mu miejsce przy sobie, nie przerywając rozpoczętego „Figara“... a książę cygaro zapalił.
Po chwili baron się zwrócił ku niemu.
— Cóż nowego?
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/92
Ta strona została skorygowana.