Rozstali się, — Hausgarde ziewnął i dalej czytał gazetę.
Około południa, rzadki gość, — zjawił się tu hr. Lesław i zastał jeszcze gospodarza.
Lesław pewnie sam przed sobą się z tego nie tłómaczył, dlaczego od wyjazdu Nery więcej wizyt oddawał i szukał ludzi, niż zwykle. Był niespokojny i gonił za wiadomościami — o niej.
Hausgarde byłby ich mógł nawet dostarczyć, dzięki swej odnowionej znajomości z Filipesco, ale stosunek ten dla ogółu był — niewidoczny, ani książę, ani baron się nie chwalili z nim.
Na Lesławie żadnej znacznej zmiany nie było widać, — nie zdradzał się z tym niepokojem, który jego samego dziwił i straszył, — lecz bystre oko postrzegacza wprawnego mogło w ciągu dni ostatnich pochwycić pewien odcień humoru, swobody, — inny, niż zwyczajny.
Hausgarde zdawna był na tropie, domyślał się, zgadywał, że ten zimny, prawidłowy młodzieniec żywo się zajmował Nerą. Bawiło go to, że naostatek miał słabostkę i że się z nią ukrywał.
— Nizza, — rzekł wkrótce po przywitaniu dyplomata, — straciła cały swój tegoroczny urok, nieprawdaż, tracąc tę piękną, zagadkowa amazonkę.
Lesław mimowolnie się trochę zarumienił i — poprawił, nie potrzebujące najmniejszej poprawki, rękawiczki, bardzo prawidłowo ułożone i zapięte.
— Tak, — odparł żartobliwie, — musimy teraz szukać kogoś, coby nas równie mógł żywo zająć.
— Mamy księcia Filipesco, — dorzucił baron, — ale stary, wyżyty dziwak, choćby najmocniej
Strona:PL JI Kraszewski Nera 2.djvu/97
Ta strona została skorygowana.